poniedziałek, 2 lutego 2015

mała lady pank i dyskretny swąd piekiełka

------------------------------
sory za błędy - słaby skaner
-----------------------------

mała lady pank
i dyskretny swąd piekiełka

leszcze w samolocie wydawało mi się, że jest to Zespól. Ale już na płycie lotniska w Nowym Jor- ku Mśc/sfawski zapodat, że bez względu na to, czy im kontrakt wyjdzie czy też nie — on i tak nie wra- ca. Po prostu zrywa się i koniec — Wojtek Korze- niewski, szef Biura Usług Promocyjnych, a tym ra- zem główny pomysłodawca promocji Lady Pank w USA, nie sprawia wrażenia człowieka wstrząśniętego. l doda|e: To już nie jest kapela, to jest polski stan- dard.

Wiadomości z USA są smutne. Płyną do nas stru- mieniami i nie jest to wynik szalonej operatywnośt i redakcji. Raczej efektywności narodowej. Wracają ludzie i mówią, piszą do nas listy. Adam Kreusch, Chicago:

To straszne, 1.0 (i ludzie tu wyprawia/s). Robią z siebie szmaty. Kiedy przed rokiem z kawałkiem lą- dowałem w Chicago, hyfem pefen wiary w potęgę polskiego rocka. Tymczasem te wszystkie gwiazdy, a widziałem ich tu trochę, na widok bożka dolara za- pominają, że Polonia to tak, jakby ktoś Wącbock wyrwał z ziemia i rzucił gdzieś na północy Chicago. 'Tu rządzi plotka i wredna zawiść. Tu w kilka godzin wie się o delikwencie wszystko, czego się nie wie- działo w Polsce i to za jego wydatną pomocą. Nasz rozgoryczony Czytelnik przedstawia w swym liście przykłady... Borysewicz, do którego w PRL strach by- ło podejść, tu sani przysiada się do stolików i za po- stawionego drinka sprzedało informacje typu, „wlaś- iiir wy .........lii Panasewi(/a '/. zespołu (jednego

(/niii> lub „właśnie kopna! K h ws/.yslki(h w (/(//)(,', ho grac nie umieli]" (dnia innego). Przy barze lego koledzy opowiadają z kolei, Izę szczegółami), jak to łan Bo „właśnie ich walnął na dwa tysiące dolarów, które zainkasowal na rzekomy transport sprzętu"... Polonia cieszy się i piszczy z zachwytu, ho wszyscy tutejsi nieudacznicy znajdują w tym potwierdzenie taktu, iż rzeczywiście opuścili szambo. Mity walą się w gruz... Mnie już nic nie zdziwi, nawet to, że nasze miejsce jest gdzieś w okolicy Murzynów i Portery ka- now, a daleko od Włochów, Niemców czy choćby Czechów, którzy zupełnie na odwrót — trzymają >łę ze sobą mocno. Nie będę wspominał co przy <»A?/; koledzy i LP wygadują o swoich kolegach z inrmh po/s k H h kapel, bo lo obrzydliwe, ,i/c na- prawdę robią wszystko, by żadna znana grupa i PRL me mogła tu przyjechać...

Innymi źródłami są sporadyczne telefoniczne kon- takty członków kapeli ze znajomymi w kraju i za. .yanną. Wynika z nich, że aktualnie Lady l',ink są me tvie skłóceni, ile każdy szarpie cos na własną rę- kp. J pH-mad^e powodu/cl, że mus/ą /c sobą stawać ru 'M.erue od czasu do czasu. Na scenach gastrono- micznych lokali oczywiście.

Wiadomo, że decyzję o pozostaniu podjęli rów- CB Wimeli Cola {minimum dwa lata) i... Janek Bo tonę •UWTT ile tu zostanę, może dwa lata, może pięć, moflp me wrócę wcalel. Wojtek Korzeniewski nie dprzpi-za mtormacjom: Chciałem, żeby im wyszło, stp tvlw dLttey że byłem przekonany, iż są to za- mottouH.f. Teraz wiem, że to pomyłka. Mam wiele fiUmuf.f. ktocą się permanentnie, co i rusz ktoś •Kitehyp t zespoki lub sam odchodzi. Snują bajki o kwac- ZH m ich.

MCMT nie wdaje się w plotki. Wysoko posta- wiony uradnŁ tej instytucji ujmuje rzecz dyploma- tw3fVK N» marny wpływu na to, że polscy artyści wfeotoff stąd z przekonaniem, iż cały show husi- fiess USA cwka właśnie na nich. Ta sprawa może i f»-tf 1'Twi mężna ale to żaden szok, ho jeszcze nikt rw zapfwnttmaf oczekiwanej tam dużej klasy W o karierze. uparty o nie wiadomo co. kończy .s/c

—łpc po raz kolejny w ten sam sposób: zagrali co mięt do zagrania, teraz dograją to, co mogą, czyli /dfc/J wuysikie możliwe lokale pok>niine i niewy- kluczone, że na koniec zasilą tamtejszy rynek na stale. Rynek pełen już takich facetów.

Lakt. W samym Chicago zostało na stałe bardzo wielu polskich muzyków różnej reputacji — od Andrzeja Zielińskiego, twórcy i lidera Skaldów, po- przez Happy End (w komplecie) aż po SBB (Adam Pi- lawa). Nie jest tajemnicą, że szybko musieli zapo- mnieć o karierze i szukać pracy w restauracjach (Sygitowicz), bądź w ogóle poza branżą w fahiy- kach, „na sprzątaniu", ,,na dachach", czy jako goń- cy polonijnych firm wysyłkowych. Słane stamtąd wieści o ,, sukcesach na amerykańskim rynku" miały utrzymywać fanów w ojczyźnie w przekonaniu, iż (.oś się kret i, drzwi do sławy już uchylone. To wszystko nici tuszować fwidt'nlny upadek — komen- tuje jeden z członków Budki Suflera. Wiadomo, /e rozterkę wspiera alkoholizm, nazwijmy rzecz po imieniu, permanentny... Trudno oprzeć się wrażeniu, że cały polonijny show business obraca się wokół butelki.

Oddajmy głos szefowi jednej z najbardziej wzię- tych polskich kapel restauracyjnych, który zastrzegł sobie anonimowość (n/e chcę maczać się w tym gównie...); Żal mi ^ygitowic/a, bo to świetny gitarzy- sta, któr}' kompletnie się tu. zatrat ił. l lada moment może mie^' kłopoty, lanek Bo w dość brutalny spo- sób usiłował go pozbawu pracy w /.espolf grającym w klubie „Cardinal", co i rusz /.ag.idywał s/A'la tego lokalu i zarazem bandleadera, Wlodka Wandera, tekstami typu „co ten ^ygit wygrywa, skońc/yl się, wyr/uć go, /cł (o zrobię lepiej. Chodziło o 250 ha- ksow tygodniowo".

Pan Semper, jeden z organizatorów polonijnych tur polskich wykonawców, przekazuje w rozmowie telefonicznej: la luz doprawdy nie wiem kogo z Pol- ski zapraszać. Każdy, kto tu przyjeżdża powtarza to samo: że tylko on fest w PRL dobry, na/lepszy, a reszta się nie liczy Do Nowego Jorku płyną informa- cje, że Markowski z Perfertu jest murarzem i pracu- je na budowie. Maanam to alkoholicy. Ciechowski grać nie umie, a nowe kapele nie istnieją lub są że- nujące l taki mamy tu obraz. Nikt nie ma i zasil If/d/ić do PRL i lf'g(> ws/ysikifgo sprawd/M.

Pani Misia Duńczykowa, jedna z najbardziej za- służonych pracownic PAGARTU, mćiwiła kiedyś na odprawach wszystkim jadącym do USA artystom:

Nie da/cię się omamić dolarowi, ho to strasznie zhidna rzecz. Wyzwala nieprawdopodobne mecha- nizmy, które każą poniżyć się i nawet wykończyć najbliższych. Wykonujcie swoją pracę i dawajcie ją wykonać innym. Przeciwnikiem nie jest wasz polski kolega z branży — jest nim amerykański manager i tamtejsze gwiazdy. Spróbujcie ich wykończyć, a nie siebie samych. Nie wiemy, czy nauki te otrzymali aktualnie przebywający w USA polscy artyści, jak choćby satyryk Janusz Rewiński, który prezentuje się tam nieoczekiwanie jako mecenas polskiego roc- ka i feruje wyroki w rodzju Te gnojki grać rye umie- ją, rock tak naprawdę nie istnieje. Niezły jest tylko Uniyerse...

Całość opracowali z niesmakiem
(y). Szpieg.
Z OSTATNIE) CHWILI:
LADY PANK definitywnie przestało istnieć. Ich in- dywidualne losy są nieznane. Kto, kiedy i czy w ogóle wróci do PRL — nie wiadomo. Tak zakoń- czyły się losy tej jednej z najlepszych (co by nie mówić) kapel PRL w ostatnich latach. \5

100. THE IMPRESSIONS: „People G«t Ready", ABC 1965
(Curtis Mayfieid) (prod. C. Mayfieid) Mayfieid, lider zespołu: Kiedy obracasz się wśród kaznodziejów, prędzej czy później dostrzeżesz ich s/owa w twoich własnych piosenkach... Ten kawałek miał być taki ewangeliczny..
99. BILLY JOEL: „Uptown Girl", Columbia 1983
(Billy Joel) (PhiI Ramone) Joel: Jak się tak przyjrzeć tekstowi „Uptown Girl", to to iest kawał gniotą Ale w ogóle dobry numer do ra- dia.
98. 0'JAYS: „Back Stabbers", Philadelphia International 1972
(Leon Hurf. John Whitehead, Kenny Gambie) 0'Jays długo wzbraniali się przed nagraniem tego utworu, nb. napisanego przez ich producentów w studiu w trakcie prób tria. K. Gambie: Polubili to do- piero. kiedy stało się hitem.
97 DEREK ANO THE DOMINOS: „Layla", Atco 1972
^ (Eric CIapton, Jim Gordon) (Tom Dowd i De- rek And The Dominos)
CIapton: Jestem niewiarygodnie dumny, że to napi- sałem. Nie potrafię przejść do porządku nad tym, że mam coś tak potężnego w zanadrzu Zawsze, kiedy to gram, jestem oszołomiony.
96 LED ZEPPELIN: „Whole Lotta Love",
Atlantic 1969
(Jimmy Page, Robert Plant, John Pauł Jones, John Bonham) (Jimmy Page) Plant: To byty czasy dobrej zabawy Dopiero kiedy zaczynaliśmy myśleć, wychodziliśmy z. ram cham- skiego rocka i pozwalaliśmy sobie na małe wyciecz- ki...
95 THE POLICE: „Every Breath You Ta- ke", A And M 1983
(Sting) (Hugh Padgham i The Police) Sting: Pozornie była to romantyczna piosenka miłos- na. A tak naprawdę tu chodzi o śledzenie i kontrolo- wanie kogoś do n-tej potęgi. Ludzie mówią: ..To mo- jej żony i moja ulubiona piosenka..." A ja wtedy aż warczę!
94 EDWIN STARR: „War", Gordy 1970 (Norman Whitfieid, Barrett Strong)
CIĄG DALSZY NA STR. 13

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz